I gdy siedzisz sam, wpatrzony w pustą przestrzeń przed Tobą, wydaje Ci się, że gdzieś błyska delikatny promień światła.
Uradowany, że po latach ciemności w końcu dostrzegasz TEN punkt, podrywasz się i biegniesz ile sił.
Dobiegasz na miejsce, punkt przez chwile jest, na twarzy pojawia Ci sie uśmiech, w końcu widzisz to ciepłe światło, to światło, którego tak potrzebowałeś przez lata.
Cieszysz się tym z całej możliwej siły aż nagle światło staje sie coraz słabsze, czujesz, że jakaś siła Cię odrzuca, światło znów wraca, lecz po kilku chwilach znów matowieje i zostajesz w dawnej ciemności.
Pozostaje Ci tylko odgłos niczego, zamykasz oczy, zasypiasz z myślą, że jeszcze będzie pewnie lepiej chociaż to tylko myśł, bo sam nie wierzysz.
Wiesz, ludzie mają taką tendencję do tego, że chcą, żeby ktoś im to światło zapalił. Pomijając już fakt, ze kto jak kto, ale Ty z pewnością wiesz, ze bez metaforycznego swiatła da się żyć, to pamiętaj, że nie zawsze będzie ktoś, kto pstryknie włącznik, czasem musimy zrobić to sami.
Czasem sami nie mamy możliwosci.
ładne