5 typów ludzi, którzy mnie irytują

Wiem, że znów pewnie lekko kontrowersyjnie i niektórzy będą chcieli doszukiwać się we wpisach siebie, ale musiałem popełnić niniejszy post, bo pomysł miałem już nań od dość dawna.
Bez zbędnego gadania przechodzę do listy:
1. On, to i ja:
Na pierwszym miejscu mógłbym umieścić conajmniej dwa typy ludzi, no ale tak nie można, więc trzeba się zdecydować na 1.
Ludzie tak zapatrzeni w inną osobę, że zrobią tak, jak ona bez względu na logikę.
"Ona stwierdza, że nie będzie pić przez 100 lat, to ja też, może umrę, ale nie ważne, bo ona tak robi, to i ja muszę."
Objaw często widoczny u osób, które mają kogoś inteligentnego, zamożnego w swoim otoczeniu przez co wzorują się na nim i tańczą jak im zostanie zagrane.

2. Domyśl się, ale pomóż!
Postawa z którą spotkałem się już nie po raz pierwszy.
Generalnie staram się być człowiekiem pomocnym, bezinteresownym, bo po prostu daje mi to radość, ale w pewnych przypadkach się nie da.
Pisze do nas np ktoś, kogo w ogóle znamy tylko z nicka, z kim nigdy nie wymienialiśmy raczej wiadomości.
"Hej, pomóż mi, bo mi program nie działa."
No, i jak tu się nie zdenerwować. 0 szczegułów, 0 logów, opisu sytuacji, nic, tylko bo mi nie działa.
Czy ja jestem informatyk połączony z wróżbitą Maciejem?
Skąd mam wywnioskować, co jest nie tak, jeśli nie otrzymam żadnej pełnej informacji? Tacy ludzie powodują u mnie chęć wylogowania się z tego wszystkiego i roztrzaskania klawiatury o najbliższą latarnię.

3. Wszyscy, to i ja:
Ludzie biegnący za stadem nie mający nigdy własnego zdania, chcąc przypodobać się danej jednostce lub też całej grupie bez względu na okoliczności (Łączy się z punktem 1).
Nawet tutaj wśród naszej małej społeczności było to niestety swego czasu widoczne.

4. On jest zły! Nienawidzę go, to i wy też nienawidźcie!
Typ ludzi, którzy gdy mają z kimś na pieńku, muszą albo obwieścić to całemu światu, albo zniechęcać do danej osoby innych tudzierz doszukiwać się jego błędów i wszędzie promować akcję pt jaki on jest niedobry czego by nie zrobił tylko dla tego, że się za sobą nie przepada.
W swoim życiu widziałem już chyba z 10 takich przypadków.

5. Nie robisz gdy chcę/czego chcę, to jesteś nic nie warty.
Ostatni typ ludzi, który również mnie wpienia. Znam takie przypadki też z najbliższego otoczenia. (Rapsy na blogu xD.)
Jeśli powiemy, że coś kiedyś zrobimy, nieokreślając dokładnego dnia kiedy to się stanie często po chwili mamy już grono tych, którzy rzucają się na nas z pazurami, bo kiedy to będzie, bo jak zwykle cisza, bo nie ma etc etc.
Innym podtypem tej kategorii są osoby, które zawsze są wredne, utrudniają wszystko co się tylko da i lubią denerwować, a gdy czegoś potrzebują są bardzo miłe niczym mój kot który mruczy (Oczywiście jak nie gryzie he he) ale gdy nie dostaną tego co chcą zrobią Ci awanturę wkręcając w to jeszcze osoby postronne bo jaki to on zły bo nie dał mi tego czy tego.
Tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis i idę pić cherbatę.

Cierpienia młodego… Rapera, czyli co się zmieniło? GW VS Reaper

Ostatnio więcej tutaj znów wpisów z mojego lajwa i takich bardziej prywatnych, no ale czemu by niby do takiej konwencji nie wrócić? Wszak spamowanie na blogu kotami z Reapera czy innymi dziwnymi projektami to nie jest dość fajny pomysł, bo już chyba paru czytelników się do tego miejsca zniechęcić zdążyło.
Widzę to chodźby po ilości komentarzy.
Jak wiadomo, czasami nagrywam sobie jakieś tam beznadziejne tracki i od niepamiętnych czasów używałem Gold wave do ich montarzu. W zasadzie do montarzu wszystkiego.
Odkąd pamiętam też, ludzie wciąż chcieli abym przesiadł się na Reapera, bo niby w GW to nie montowanie i przy każdej okazji chciano mnie do tego przekonać.
Mijały tak sobie lata, a ja jestem konserwatystą czy innym konserwantem konserwatorem nadajnika, i swoich poglądów zazwyczaj nie zmieniam.
Sam jednak ostatnio stwierdziłem, że skoro mam ja już tego Reapera do robienia fatalnej jakości przeróbek piosenek na kotach i dingów z Windowsów (masakra), to czemu i by nie spróbować nauczyć się czegoś nowego? Tymbardziej, że jest darmowa legalna licencja do lipca.
Punktem kulminacyjnym była polecona mi chyba przez Żywka (THX) wtyczka 10EQ (Equalizer), która posiada kilkanaście parametrów i możliwość dokonywania w niej własnych ustawień, co bardzo przypadło mi w sumie do gustu, i tak oto postanowiłem coś w tej sprawie ruszyć, no, wcześniej nie było zbytnio motywacji.
Motywacja przyszła chociażby z tego względu, że ma ona jeden elegancki preset do rozjaśniania wokali, co w przypadku mojego mikrofonu brzmi całkiem spoko.
Gdy go kupowałem, myślałem że będzie brzmieć tak jak na jednym filmie rapera, który go testował, no i się nieco pomyliłem, lecz teraz już wiem, że podbił go chyba właśnie tą wtyczką ;).
Nauczenia mnie podstawowych czynności w Reaperze podjęli się Nuno a później Violinist, za co Wam również dziękuję.
Wyglądało to mniej więcej tak, że zebraliśmy się na jednym kanale i po prostu zadawałem pytania, a oni mi odpowiadali, ponieważ nie lubię się uczyć rzeczy nie przydatnych i nawet w programowaniu wybieram te sprawy, które wydają mi się potrzebne, a jakieś nowości poznaję z czasem, gdy ich potrzebuję po prostu sięgając do manuali lub ewentualnie o nie dopytując.
Dowiedziałem się prawie wszystkiego co jest mi potrzebne do zmontowania utworu, bo jeszcze kilku rzeczy nie umiem.
Najlepszą funkcją są chyba foldery, dzięki którym nie muszę stosować efektów na każdym Untitled.
BTW myślałem przez lata, że nagrywanie muszę rozpocząć ustawiając się na danym bar naciskając od razu R, a ja sobie mogę elegancko podczas odtwarzania wcisnąć ten klawisz i nagrywam w momencie, w którym tego zechcę.
Już zmontowałem tak ze 2 tracki. Nie zmieniło to oczywiście całkowicie podejścia do Gold wave, którego nigdy chyba nie porzucę, bo pewne rzeczy mogę zrobić szybciej.
Jedyne, co w nim odpuszczę, to po prostu montarz wokali, bo Reaper robi to lepiej, a co najważniejsze można się nasłuchiwać w samym programie, co umożliwia odsłuchiwanie w czasie rzeczywistym podczas nagrywania jak brzmię z danym nałożonym efektem, nie to, co w przypadku nasłuchiwania się w samym Windowsie i próbach dostosowania efektu w GW po nagraniu, co często kończyło się re-recordingiem.
Dzięki RP zmniejszył się również czas nagrywania. Wszystko jest szybsze a ja mniej się wkurzam. Tylko to dosówanie wokali mnie wnerwia.
Podsumowując: Przeróbki, remixy, scenki: Goldwave.
Muzyka, koty i nagrywanie: Reaper.
Nagrywanie letsplayi: Nadal Audacity, bo ma loopback, a mi siew RP tego nie chce ustawiać, nie lubię się bawićw to Asio.
(Asio: nie znaczy, że kogoś wyganiam, tylko to nazwa sterownika dźwięku :D)

Co ja właściwie kupuję i czego z tego słucham?

Tak mnie w sumie naszło, aby napisać taki to oto chaotyczny dość wpis.
Na półce setki kaset, o połowę mniej, ale jednak też dużo płyt, a nigdy jakoś nie mówiłem po co mnie tyle, co z tym robię i co dokładnie tam się znajduje.
Przede wszystkim słucham tego wszystkiego w wolnych chwilach ;), ale i nie tylko.
Wiele kaset to unikaty kolekcjonerskie, bardziej, lub też i mniej dostępne. Czasem miast 3 zł za używaną potrafię zapłacić i z 10 jak też ostatnim razem się stało.
Ale unikat, bo Telefunken i 120 minutowy w dodatku, to trzeba było uszczuplić swój budżet o te parę złotych.
Po za słuchaniem po prostu, lubię tak na nie popatrzeć, ułożone w równych lub mniej rzędach konkretne unikaty. Zafoliowanych nie mam,bo moją ciekawość zaspokoić zawsze muszę co z resztą widać było we wpisie na blogu Loli, gdzie rozpakowywaliśmy RadioShack z dwupaka.
Unikatowa kaseta, dostępna swego czasu jedyna na Allegro.
Za dwupak, w tym każda kaseta miała tylko 30 minut wydałem 12 zł. Dużo, ale i mało zarazem za tak niespotykaną markę i rzadko widywaną długość.
Chciałem jeszcze 10 minutowe Sony z 1978 za 8zł, no ale, wszystkiego mieć nie można, i umiar też znać trzeba. He he.
Czy lubię się tym pochwalić? Nie wiem, chyba tak, jeśli ktoś do mnie przyjdzie (Prawie się to nie zdarza xD) i jest zainteresowany tematem, mogę zaprezentować co poniektóre taśmy i coś opowiedzieć.
Tutaj takowych rzeczy na blogu raczej nie robię, bo mie się nie chce montować audio ostatnio, z resztą w czasie wyłącznego siedzenia w domu nic mi się nie chce.
Dlaczego akurat kupuję najczęściej używane kasety do nagrywania?
Powody są cztery:
1. Nowe są droższe i jest ich coraz mniej;
2. Pustych unikatów praktycznie nie ma, a przecież nie będę płacił za pojedynczą 60PLN;
3. Dla wielu nagrań radiowych;
4. Lubię odkrywać.
Już wielokrotnie spotkałem się na używanych z bardzo ciekawymi nagraniami, których nie znalazł bym kupując oryginały, bo po tytule czy wykonawcy, którego nie znam nie mogę od tak się zorientować co to za muzyka, a każdą z listy wystawionych u moich stałych sprzedawców sprawdzać przed kupnem w necie to trochę zbyt dużo, a w ciemno oryginalnych nie biorę.
Pamiętajmy również, że to kasety, i nie wszystko z tamtych czasów jest w internetach.
Na nagrywanych odkryłem już kilka interesujących zespołów, czy nieznanych mi dotąd piosenek tych, które lubię i których słucham na codzień.
Ponadto tak jak wspomniałem audycje radiowe. Czasem ludzie na tyle nieumiejętnie nagrywali, że nie wycinali niczego i zachowali dzięki temu fragmencik historii. Czasem natknąłem się na audycje radiowe z lat 90 a nawet fragmenty z czasów Komuny.
Co do płyt, tutaj kupuję tylko wydane, bo nagrywane nie są na tyle ciekawą sprawą jak poprzednio opisywany tu nośnik, tym bardziej, że nikt takich nie sprzedaje :D.
Co więc kupuję?
Przede wszystkim składanki, różne, nawet czasem sugerując się tylko tytułem.
Nawet te dołączane w gazetach mi się brać przydarzy, bo w końcu chodzą one po złotówce czy dwóch, więc czemu nie zaryzykować?
Jeśli dość tanio, to hip hop, lecz z tym bardzo ciężko.
Po za tym głównie zespoły Polskie, które znam i lubię. Muzyka Polska na składankach również na półce obecna.
Wszelkie radiowe składanki są przeze mnie poszukiwane, lecz tego jest jakby dość mało, chodź czasem trafia się na prawdę coś ciekawego.
Nie słucham natomiast nowej muzyki. Daty wydania kupowanych płyt oraz kaset kończą się gdzieś na roku 2009, bo później to już nie muzyka z wyjątkiem kilku artystów i ich twórczości, którą przydarza mi się kupować.

Drukarka rewived!

Dawno dawno temu, w odległej galaktyce, żyła sobie… Drukarka Canona… xD.
Canon MP 3250 to drukarka i skaner w jednym.
W 2013 trafiła do naszego domu razem z moim pierwszym kompiuterem(Laptopem Dell model nieznany bo nie zapamiętany… Cyferki.
Ładna, nowa, z tuszami.
Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że w owym czasie nikt zbytnio nie znał się u Nas na komputerach, przez co przez rok stała sobie na pułce przy biurku lub szafce pod nim.
Dobrze, że drukarka nie ma duszy, bo załamała by się nad swoim losem. ;)
Następnie na długie 6 lat trafiła do szafy po czasie przygniatana setką innego sprzętu, który moi domownicy postanowili sobie upchnąć jedno na drugie przy jej zmianie oczywiście pod moją nieobecność.
Około połowy Marca gdy zabrałem się za testy Jawsa i usłyszałem o możliwości skanowania i rozpoznawania bez jakiejkolwiek zabawy nim dokumentów, chciałem owy sprzęt odpalić, ale zbrakło mi energii na wyciąganie wszystkiego z szafy, tymbardziej, że ktoś powiedział kiedyś, że po takim czasie raczej działać nie będzie.
Nadszedł jednak dzisiejszy dzień. Jakieś papiery trzeba wydrukować, a przecież wszystko zamknięte a potrzebne na teraz.
Nagle churaa! Moich domowników olśniło, że mam drukarkę i raz mi wszystko wystawiać na gwałt jak by się paliło w celu jej odkopania.
Ukazała się. Niby jeszcze z foliami ochronnymi, ale już zniszczona (Rysy, w tym jedna mocna na górze).
Podłączyliśmy ją i nic szczególnego się nie wydarzyło.
Okazało się przy okazji, że mimo zapewnień matki tusze były włożone od początku i można z niej było korzystać. :D
Nienadawały się jednak one do niczego po za pokazaniem w sklepie w celu zakupu nowych co okazało się możliwe. Było otwarte! Ha!

Po chwili zaczęła się czyścić, co finalnie nic nie dało, ponieważ tusz zalał głowicę.
Warto wiedzieć, że na całe szczęście drukarka nie ma jakby własnych głowic, tylko w każdej kasecie z tuszem jest jego własna, dzięki czemu drukarce samej w sobie z powodu starego tuszu nic się nie stało.
Trochę czasu zeszło Nam na wysunięciu miejsca do papieru. Po prostu, zastało się po latach nieużywania.
Chciałem połączyć ją z komputerem, bo nikt nie wiedział właściwie jak zmusić owo ustrojstwo do funkcjonowania, lecz niby potrzebna była płyta, która zapewne zaginęła w setkach innych na pułce. Jestem zaradny informatycznie i w 2 minuty sterowniki leżały już grzecznie zainstalowane na mojej partycji prosto z oficjalnej strony producenta, a we mnie nie wierzo ludzie nigdy xD.
Tusze zostały zakupione, włożone i nastała chwila prawdy.
Kartka się nie chowa przez co wyskakuje błąd, again błąd, aż nagle znika i po chwili pierwsza strona zawierająca słowo koty napisane chyba ze 100 razy wysunęła się radośnie z wyższego miejsca.
Na innych komputerach również zainstalowałem sterownik i tak oto stanęła again w wybranym miejscu, lecz teraz już na zewnątrz jako sprzęt użytku codziennego.
Finalnie odpaliłem sobie Jawsa i w końcu spełniłem swój zamiar: Zeskanowałem sobie testowo parę stron.
Wolno to idzie, ale zapewne z winy łajfaja. Zastanawiam się only jak tutaj zaktualizować software, bo przecież po 7 latach na pewno ma jakieś luki.
Jestem dziś przez to w bardzo dobrym nastroju. To takie cofnięcie się do spokojnej chwilowo przeszłości i poznanie tego, co czekało 7 lat na drugie uruchomienie.
Jak kwarantanna pozytywnie wpływa na hm… odnowę drukarki :).

EltenLink