Ufo przyleciało, czyli o kolejnej paczce zafoliowanych kaset audio

Dawno dawno temu, istniała sobie (No, może dalej istnieje a ja o tym oczywiście nie wiem) firma Yashima.
W latach 70 produkowali oni właśnie kasety magnetofonowe pod nazwą Ultra Feric Oxide czy jakoś tak. Z resztą ważne, że w skrócie Ufo.
Jakość z kosmosu? Pomyślałem klikając magiczny przycisk "zapłać".
Firma ta produkowała kasety o następujących długościach:
20 Min (Home computer cassette) 'Kaseta dla komputerów domowych’;
48 Min (UFO);
60 Min (Ufo);
90 Min (Ufo);
120 Min (Ufo).
Kilka dni później na moim biurku stanęło ładne opakowanie zawierające w sobie 9 tych oto nośników o długości 120 minut.
Kasety 120 minutowe w roku 1979? Zapewne niektórzy są zdziwieni.
Po wyjęciu pierwszej kasety z kartonika, zauważyłem, że folia otwierana jest nieco inaczej niż we wszystkich znanych mi kasetach.
Zazwyczaj zaczynamy otwieranie z góry lub z boku, a tutaj odwrotnie, na dole, lecz bliżej jednak środka.
Karty do wypełniania pod palcami również są ciekawe. Wyglądają trochę jak te, które możemy spotkać w oryginalnych kasetach. Są ładne i można chyba dużo na nich zmieścić z uwagi na możliwość rozłożenia ich (Tak jak w kasetach firmy Emtec).
Po odfoliowaniu oraz sprawdzeniu stanu technicznego (Czy nie zawiera dodatków w postaci postaci) włożyłem pierwszą sztukę do magnetofonu.
Na pierwszy rzut ucha zorientowałem się, że są to kasety niskoszumowe jak większość produkowanych przez znane firmy w latach 90 i 2000.
Po rozbiegówce słychać było przez kilkanaście sekund spadki jakości (falowanie na kanałach) lecz jestem tutaj w 100 procent wyrozumiały, z uwagi na wiekowość nośników.
Jednak deck Sony TCK nie przyjął jej zbyt dobrze, dźwięk był raczej stłumiony mimo włączonego Dolby C.
Z Technicsem poszło lepiej, lecz mam tam mały problem z nagrywaniem na jakiekolwiek żelazowe kasety, dlatego nie był to test wiarygodny w 100 procent.
Aiwa ADWX, najlepszy deck jakiego widziałem poradził sobie dobrze, mimo braku wsparcia kaset o tej długości.
Co ciekawe zwykły magnetofon Panasonic RX F cośtam 510 radzi sobie z nimi elegancko.
Sam pierwszego dnia nie wiedziałem, że trzymam w ręku oraz próbuję nagrywać na taki unikat.
Na pewno gdy będę miał troche więcej czasu nagram tutaj jakąś ich prezentację.
Średnią jakość uzyskiwaną na jednym z deków tłumaczę innym typem taśmy, co wyczytałem na jednej ze stron poświęconej tej tematyce.
Zapewne nagram sobie tam muzykę z epoki. :) A teraz dobranoc, bo rano trzeba wstać.

Ten wieczór przejdzie do historii.

Notka:
#Tenwieczór przejdzie do historii.#
Przejdzie on do historii moich straconych nerwów.
Na samym początku mój nowy (Stary) deck kasetowy, stwierdził, że zostanie czajnikiem.
Tak, dobrze czytacie. Czajnikiem cholera, a właściwie to jego częścią. Chciałem ja sobie coś nagrać, no i niby się nagrywa, muzyka grzmi w słuchawkach, że aż miło, ale przedziera mi się przez nie (mimo tego, że są zamknięte) jakiś pisk.
Zdjąłem więc je i słyszę dźwięk o częstotliwości gwizdka z czajnika, gdzie żadnej wody nie gotowałem (Bo po co), a drzwi zamknięte.
Tymbardziej, że słyszę owy dźwięk prosto przed sobą z taką głośnością, że niesie się zapewne po całym domu a moja głowa mówi "wyłączcie to, bo wybuchnę!".
Deck! Naciskam chaotycznie wszystkie możliwe przyciski aż w końcu znajduję upragniony wyłącznik. Pisk znika zwalniając i cichnąc w dokładnie taki sam sposób, jak gwizdek z naszego domowego czajnika.
Jestem uratowany ale serce bije mi jak RWM time signal na 10000khz. Sięgam po telefon i dzwonię wiadomo gdzie, by się uspokoić słysząc TEN głos.
Jest dobrze, robię się bardzo zmęczony, przez chwilowe zdenerwowanie.
Kładę się, ale nie mogę spać, więc przeglądam sobie z nudów Allegro i zamawiam kolejne rzeczy pierwszej potrzeby wiecie, must have (Kasety magnetofonowe o różnych długościach) (Cholera znowu) poczym na opłaceniu zamówienia zchodzi mi z 5 minut,gdyż mój czcigodny komputer stwierdza, że chce się ze mną bawićw spóźniony pociąg naszej kolei, co to nigdzie się ociężały nie spieszy i tydym, tydym, tydym, wlecze się po torach.
Stwierdziłem więc, że po kilku dniach należy mu się w takim razie restart. No i tutaj znowu.
Czekam sobie około 20 minut i nic się nie dzieje.
"Aktualizuje się cholernik" myślę, ale gdyby tak było, to przecież syntezator powtarzał by jak gramofon sekfencję na zaciętej płycie
"Przygotowywanie aktualizacji proszę czekać" mając cierpliwość ze stali że jeszcze mnie nie rozwaliłeś młotkiem albo nie zmieniłeś na Linuxa.
Nic, poszedłem robić coś innego. Przesłuchałem sobie w tle połowę playlisty, poczym wróciłem. Nadal cisza.
Myślę: "Dysk pada, albo szlak trafił Windowsa, bo w końcu to 10 i nie wiem czemu dałem się na to namówić".
Reset laptopa w końcu pomógł.
Windows wystartował i przywitał mnie pięknym okienkiem
Konto microsoft, instalacja (ple ple), zakończ (ple ple ple) abyś mógł bezpiecznie przeklinać na naszą firmę ple ple pfff.
Ja, buntownik z natury, nie będę się wam logował bo macie takie widzimisię, pierniczyć system i to w tym przypadku dokładnie SYSTEM Win10.
Windows+R oczywiście nie działało, chociaż kiedyś mogłem obejść to w ten sposób.
Cwani tacy nie są jak by chcieli, bo wkońcu manager zadań z ekranu logowania odpalić pozwolili, ale co z tego, gdy nasz ulubiony, screen albo scream (Jak mnie denerwuje) reader się magicznie zawiesza na oknie Taskmgr.
Fajnie, wylogowałem się i zalogowałem ponownie, i jak na chwilę obecną udało mi się napisać ten wpis, więc chyba się ich pozbyłem. Znając moje dzisiejsze szczęście, to wpis też szlak jasny trafi.

O biegu na pocztę słów kilka.

Sytuacja ta przytrafiła mi się na początku sierpnia, ale jakoś nie było czasu aby ją dokładnie opisać.
wszystko zaczęło się od zamówienia kilkunastu Polskich kaset na Allegro. Cena była bardzo okazyjna, więc z niej skorzystałem. Wszak nie często trafiają się Chromowe Wiskordy, tymbardziej za 5PLN.
Wszystko do pewnego momentu szło z powodzeniem.
Po wpłacie na konto kilka dni ciszy, ani informacji z Poczty Polskiej, ani też listonosza.
Znaczy, listonosz był, dzwonił nawet domofonem, lecz nie zdążyłem odebrać gdy dostał się już na klatkę. Zostawiał chyba coś u innych lokatorów.
Po kilku dniach tak się złożyło, że następnego miałem gdzieś wyjechać, więc postanowiłem zorientować się co z moją przesyłką.
Zadzwoniłem w tej sprawie do sprzedającego. Sprawdził on jej status i poinformował mnie o zostawionym kilka dni wcześniej Awizo w skrzynce.
Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ kilkanaście minut po wyjściu listonosza sprawdzaliśmy skrzynkę i nic tam nie było.
Dowiedziałem się o awizo koło 18, czyli nie całą godzinę przed zamknięciem poczty.
Pobiegłem i odebrałem, poczym zmęczony, ale szczęśliwy, że zdążyłem rozpakowałem i sprawdziłem jej zawartość.
Gdybym spotkał listonosza to powiedział bym mu co myślę o takich sytuacjach, ale był w zastępstwie, i już więcej się nie pojawił.
I za co my płacimy?

Cierpienia młodego… Rapera, czyli co się zmieniło? GW VS Reaper

Ostatnio więcej tutaj znów wpisów z mojego lajwa i takich bardziej prywatnych, no ale czemu by niby do takiej konwencji nie wrócić? Wszak spamowanie na blogu kotami z Reapera czy innymi dziwnymi projektami to nie jest dość fajny pomysł, bo już chyba paru czytelników się do tego miejsca zniechęcić zdążyło.
Widzę to chodźby po ilości komentarzy.
Jak wiadomo, czasami nagrywam sobie jakieś tam beznadziejne tracki i od niepamiętnych czasów używałem Gold wave do ich montarzu. W zasadzie do montarzu wszystkiego.
Odkąd pamiętam też, ludzie wciąż chcieli abym przesiadł się na Reapera, bo niby w GW to nie montowanie i przy każdej okazji chciano mnie do tego przekonać.
Mijały tak sobie lata, a ja jestem konserwatystą czy innym konserwantem konserwatorem nadajnika, i swoich poglądów zazwyczaj nie zmieniam.
Sam jednak ostatnio stwierdziłem, że skoro mam ja już tego Reapera do robienia fatalnej jakości przeróbek piosenek na kotach i dingów z Windowsów (masakra), to czemu i by nie spróbować nauczyć się czegoś nowego? Tymbardziej, że jest darmowa legalna licencja do lipca.
Punktem kulminacyjnym była polecona mi chyba przez Żywka (THX) wtyczka 10EQ (Equalizer), która posiada kilkanaście parametrów i możliwość dokonywania w niej własnych ustawień, co bardzo przypadło mi w sumie do gustu, i tak oto postanowiłem coś w tej sprawie ruszyć, no, wcześniej nie było zbytnio motywacji.
Motywacja przyszła chociażby z tego względu, że ma ona jeden elegancki preset do rozjaśniania wokali, co w przypadku mojego mikrofonu brzmi całkiem spoko.
Gdy go kupowałem, myślałem że będzie brzmieć tak jak na jednym filmie rapera, który go testował, no i się nieco pomyliłem, lecz teraz już wiem, że podbił go chyba właśnie tą wtyczką ;).
Nauczenia mnie podstawowych czynności w Reaperze podjęli się Nuno a później Violinist, za co Wam również dziękuję.
Wyglądało to mniej więcej tak, że zebraliśmy się na jednym kanale i po prostu zadawałem pytania, a oni mi odpowiadali, ponieważ nie lubię się uczyć rzeczy nie przydatnych i nawet w programowaniu wybieram te sprawy, które wydają mi się potrzebne, a jakieś nowości poznaję z czasem, gdy ich potrzebuję po prostu sięgając do manuali lub ewentualnie o nie dopytując.
Dowiedziałem się prawie wszystkiego co jest mi potrzebne do zmontowania utworu, bo jeszcze kilku rzeczy nie umiem.
Najlepszą funkcją są chyba foldery, dzięki którym nie muszę stosować efektów na każdym Untitled.
BTW myślałem przez lata, że nagrywanie muszę rozpocząć ustawiając się na danym bar naciskając od razu R, a ja sobie mogę elegancko podczas odtwarzania wcisnąć ten klawisz i nagrywam w momencie, w którym tego zechcę.
Już zmontowałem tak ze 2 tracki. Nie zmieniło to oczywiście całkowicie podejścia do Gold wave, którego nigdy chyba nie porzucę, bo pewne rzeczy mogę zrobić szybciej.
Jedyne, co w nim odpuszczę, to po prostu montarz wokali, bo Reaper robi to lepiej, a co najważniejsze można się nasłuchiwać w samym programie, co umożliwia odsłuchiwanie w czasie rzeczywistym podczas nagrywania jak brzmię z danym nałożonym efektem, nie to, co w przypadku nasłuchiwania się w samym Windowsie i próbach dostosowania efektu w GW po nagraniu, co często kończyło się re-recordingiem.
Dzięki RP zmniejszył się również czas nagrywania. Wszystko jest szybsze a ja mniej się wkurzam. Tylko to dosówanie wokali mnie wnerwia.
Podsumowując: Przeróbki, remixy, scenki: Goldwave.
Muzyka, koty i nagrywanie: Reaper.
Nagrywanie letsplayi: Nadal Audacity, bo ma loopback, a mi siew RP tego nie chce ustawiać, nie lubię się bawićw to Asio.
(Asio: nie znaczy, że kogoś wyganiam, tylko to nazwa sterownika dźwięku :D)

Drukarka rewived!

Dawno dawno temu, w odległej galaktyce, żyła sobie… Drukarka Canona… xD.
Canon MP 3250 to drukarka i skaner w jednym.
W 2013 trafiła do naszego domu razem z moim pierwszym kompiuterem(Laptopem Dell model nieznany bo nie zapamiętany… Cyferki.
Ładna, nowa, z tuszami.
Wszystko było by dobrze, gdyby nie to, że w owym czasie nikt zbytnio nie znał się u Nas na komputerach, przez co przez rok stała sobie na pułce przy biurku lub szafce pod nim.
Dobrze, że drukarka nie ma duszy, bo załamała by się nad swoim losem. ;)
Następnie na długie 6 lat trafiła do szafy po czasie przygniatana setką innego sprzętu, który moi domownicy postanowili sobie upchnąć jedno na drugie przy jej zmianie oczywiście pod moją nieobecność.
Około połowy Marca gdy zabrałem się za testy Jawsa i usłyszałem o możliwości skanowania i rozpoznawania bez jakiejkolwiek zabawy nim dokumentów, chciałem owy sprzęt odpalić, ale zbrakło mi energii na wyciąganie wszystkiego z szafy, tymbardziej, że ktoś powiedział kiedyś, że po takim czasie raczej działać nie będzie.
Nadszedł jednak dzisiejszy dzień. Jakieś papiery trzeba wydrukować, a przecież wszystko zamknięte a potrzebne na teraz.
Nagle churaa! Moich domowników olśniło, że mam drukarkę i raz mi wszystko wystawiać na gwałt jak by się paliło w celu jej odkopania.
Ukazała się. Niby jeszcze z foliami ochronnymi, ale już zniszczona (Rysy, w tym jedna mocna na górze).
Podłączyliśmy ją i nic szczególnego się nie wydarzyło.
Okazało się przy okazji, że mimo zapewnień matki tusze były włożone od początku i można z niej było korzystać. :D
Nienadawały się jednak one do niczego po za pokazaniem w sklepie w celu zakupu nowych co okazało się możliwe. Było otwarte! Ha!

Po chwili zaczęła się czyścić, co finalnie nic nie dało, ponieważ tusz zalał głowicę.
Warto wiedzieć, że na całe szczęście drukarka nie ma jakby własnych głowic, tylko w każdej kasecie z tuszem jest jego własna, dzięki czemu drukarce samej w sobie z powodu starego tuszu nic się nie stało.
Trochę czasu zeszło Nam na wysunięciu miejsca do papieru. Po prostu, zastało się po latach nieużywania.
Chciałem połączyć ją z komputerem, bo nikt nie wiedział właściwie jak zmusić owo ustrojstwo do funkcjonowania, lecz niby potrzebna była płyta, która zapewne zaginęła w setkach innych na pułce. Jestem zaradny informatycznie i w 2 minuty sterowniki leżały już grzecznie zainstalowane na mojej partycji prosto z oficjalnej strony producenta, a we mnie nie wierzo ludzie nigdy xD.
Tusze zostały zakupione, włożone i nastała chwila prawdy.
Kartka się nie chowa przez co wyskakuje błąd, again błąd, aż nagle znika i po chwili pierwsza strona zawierająca słowo koty napisane chyba ze 100 razy wysunęła się radośnie z wyższego miejsca.
Na innych komputerach również zainstalowałem sterownik i tak oto stanęła again w wybranym miejscu, lecz teraz już na zewnątrz jako sprzęt użytku codziennego.
Finalnie odpaliłem sobie Jawsa i w końcu spełniłem swój zamiar: Zeskanowałem sobie testowo parę stron.
Wolno to idzie, ale zapewne z winy łajfaja. Zastanawiam się only jak tutaj zaktualizować software, bo przecież po 7 latach na pewno ma jakieś luki.
Jestem dziś przez to w bardzo dobrym nastroju. To takie cofnięcie się do spokojnej chwilowo przeszłości i poznanie tego, co czekało 7 lat na drugie uruchomienie.
Jak kwarantanna pozytywnie wpływa na hm… odnowę drukarki :).

Korona mnie denerwuje

Takie tam na szybkiego:
Zaleca się, aby nie wychodzić z domu, nie spotykać się z ludźmi etc.
Jako człowiek rozumny ogarniam w pełni dlaczego i po co, ale z drugiej strony zaczynam łapać doła niczym kilka lat wstecz, ale tamte wpisy z bloga pokasowałem.
Nie można się nigdzie ruszyć (Dla bezpieczeństwa), nic zrobić. Pozostaje mi już wyłącznie magnetofon albo pecet.
Zazwyczaj coś kminię na laptopie, ale gdy mam tą świadomość, że chcąc coś zrobić np na zewnatrz, nie mogę raczej wyjść, mając świadomość że jestem w pewnym sensie uziemniony(Niczym gniazdko elektryczne :D) tracę chęć na cokolwiek i na pececie mi się nic robić nie chce.
Nie znoszę monotonii, a tutaj trzeba przetrwać :D.
Noż po prostu więzienie.exe niczym internat lata temu, mam to samo odczucie co tam. :/

Zapewne epilog. Krótkie rozważania po czasie: Kot poznaje Windows 10 Część czwarta

Najprawdopodobniej jest to ostatnia część tego cyklu, ponieważ nie ma już zbytnio tutaj co pisać.
Wbrew mojemu początkowemu niezrozumieniu tego systemu operacyjnego oraz wielu zmian w wyglądzie czy ustawieniach, udało mi się to jakoś ogarnąć.
Nie jestem w pełni zorientowany we wszystkich funkcjach i możliwościach, nie wszystko potrafię ustawić i o wiele rzeczy musiałbym się po prostu pytać, ale jest dobrze.
Czuję się co prawda trochę jak typowy starszy pan, który postanowił pewnego dnia nauczyć się w te kompiutery ale… :D
Wszystko działa jak należy. Jedyna zmiana jakiej dokonałem to zainstalowanie Start is back, bo nowego Menu start nigdy jakoś nie potrafiłem polubić.
Manager zadań ten sam co w 8.1, chociaż dość często się tnie.
Jednego jestem natomiast pewien:
Gdybym miał przesiąść się bezpośrednio z Windowsa7, bez trzy lub czteroletniego męczenia się z tym czymś, nazywanym przesadnie systemem operacyjnym o dwucyfrowej nazwie to raczej bym nie zebrał się na tyle odwagi.
Win8.1 po prostu ułatwił mi przyzwyczajenie się do dziesiątki, bo nie był to przeskok aż tak drastyczny jak w przypadku siódemki.
Największym plusem jest to, że NVDA nie wysypuje mi się podczas aktywnego korzystania z Eksploratora polegającego np na przeglądaniu dużych folderów.
Na menu start nie muszę również czekać 5 minut z koniecznością kilkukrotnego relogowania się by odwiesić szalejący system. Po za tym komputer jest gotowy do pracy o wiele szybciej, niż w przypadku zainstalowanego na nim poprzednika.
Edga nie używam i raczej nawet testował nie będę, bo mam Chroma, znam dość dobrze, a bieg za nowościami i testowanie wszystkiego innego, gdy ma się już coś, co jest sprawdzone nie ma dla mnie najmniejszego sensu. Zestarzałem się proszę państwa, oj zestarzałem mentalnie.
Nadal nie zalogowałem się na konto Microsoft, i nadal nie mam takiego zamiaru. Na wszelakie wysyłanie danych oczywiście również się nie zgodziłem, chodź podejrzewam, że Mikro-Miękcy mają to w końcówce swojego ogona.
Panel sterowania mimo wszystko jeszcze jest i działa w nim to, co mi najpotrzebniejsze, stare ustawienia dźwięku da się wywołać przez Windows+R i mmsys.cpl, więc da się tego dość dobrze używać.
Nie lubię jak pasek postępu lata w okół własnej osi a za każdym razem wyłączać go nie chcę, ponadto nowe ustawienia jakoś się lubią przywieszać i widok ich mi się bardzo nie podoba.
W starym Skype to może i było dobre, ale w systemie operacyjnym? To już Linux mimo wielu dźwiękowych niedopracowań, o których większość starająca się chociażby odpalić wirtualne karty jak w Win VBCable się przekonała. Mimo tego, że dźwięk lubił mi czasem się tam wysypać i zaginąć, to już tamten widok bardziej mi przypadł do gustu od tego, co w Windowsie 10 piszczy dosłownie(Pasek) i w przenośni.
Podsumowując, przyzwyczaiłem się jakoś do tego systemu, chociaż i tak najbardziej tęsknie za mą ulubioną Siódemką i wyszło mi to pod pewnymi względami w zasadzie na plus.

Wygrałem, czyli jak obszedłem Microsoft: Kot poznaje Windows10, Część trzecia

Powrót wyczekiwanej przez niektórych serii!
Raczej z musu a nie chęci testowania, bo to mi już dawno przeszło.
Tak… Od dziś na stałe stałem się nieszczęśliwym użytkownikiem tego systemu operacyjno-irrytującego.
Kiedyś format musiał się przecież wykonać. Co ciekawe, Elten nie zjada mi już znaków, i jest responsywniej, więc może i było warto, tylko to instalowanie wszystkiego od nowa…
Przechodząc jednak do rzeczy wykiwałem Mikromiękkich w ich instalatorze.
Znane skróty np do przejścia na Pulpit, menu start czy obszaru powiadomień zostały usunięte, zapewne aby żaden typowy Kowalski nie mógł grzebać tam, gdzie nie powinien, ale ja do typowych Kowalskich się nie zaliczam.
Zapytali mnie ohasło do Wi-fi, którego nie pamiętam, bo odkąd wymienili nam router po raz setny odechciało mi się go ustawiać po swojemu i niezbyt wiedziałem, co zrobić.
Menu się nie odpala, ale od czego shift+F10? (O tym skrócie powiedziano mi na TT).
Yesss! Terminal, tylko miast litery dysku wpisałem z rozpędu cd /home, czyli Linuxową komendę, ale co japoradzę, że w Windowsie z Terminala raczej nie korzystam? Taa, LS również wpisałem z nadzieją, że pokaże mi listę plików i folderów. :D
Finalnie jednak wkurzony nacisnąłem Windows+R i? Uruchom zadziałało poprawnie. Po wpisaniu litery dysku Explorator radośnie wyświetlił mi listę folderów. Znalazłem potrzebny plik, ale system zpytał czego użyć. By nie bawić się w ustawienia podczas instalacji, bo i tak by się straciły nacisnąłem ponownie Windows+R, wpisałem notepad i wkleiłem plik po Ctrl+O.
Wszystko się udało, lecz pojawił się problem. Chcieli ode mnie logowania do konta Microsoft, czego nigdy nie uczynię, bo mnie to nie jest do niczego potrzebne.
Nie dało się wybrać innej metody, nawet po kliknięciu "Wstecz" komunikat o możliwości wyboru pojawiał się tylko na moment, więc pomysłowy ja odpaliłem NVDA w opisany wcześniej sposób, lecz gdy i tym czytnikiem nic nie zyskałem wyłączyłem internet.
Na początek chciałem rozłączyć się z siecią, ale na pasku powiadomień(Na pulpit da się wejść) nie było jej ikony, więc zmuszony byłem wpisać jakąś (Przystawkę? Chyba tak to sie zwało, a przynajmniej jedna osoba tak to nazywała) pod Win+R.
Odpaliłem listę kart sieciowych i po prostu wyłączyłem Wi-fi. Kliknąłem wróć i to pomogło. System nie widząc aktywnego połączenia z siecią dał mi możliwość utworzenia starego dobrego konta użytkownika.
Dokończyłem instalację systemu i piszę do Was ten wpis od razu po odpaleniu Eltena.
Podsumowując:
Jeśli kiedyś będziecie potrzebowali zmienić coś podczas instalacji Win10, wystarczy znać lub wyszukać skróty pod Win+R i można to będzie zrobić.
Na pulpit można wejść skrótem Windows+M.
PS: Oczywiście skopiowałem wszystkie configi po za najważniejszym NVDA i nie mam nawet żadnych wtyczek.

Jak się sypie, to zupełnie oraz wszystko.

Gdy jest dobrze, to wszystko pewnego dnia posypać się musi i zawsze jest to kilka rzeczy.
2 dni temu padł mi magnetofon w jednym odtwarzaczu, konkretniej kanały i wystarczy pewnie wyczyścić przebieg.
Drugi grał od jakiegoś czasu wolniej i zaczął drżeć oraz dodawać na kasetach przydźwięk podobny do szumu gramofonu.
Chciałem wyczyścić głowicę, ale niestety płyn do czyszczenia tylko na zamówienie, więc będzie dopiero pod koniec następnego tygodnia.
Jeden serwis RTV naprawia już tylko głośniki, do drugiego będę dopiero mógł dzwonić etc we Wtorek.
Wczoraj na lekcjach zauważyłem, że padły małe słuchawki od Huavei, których do tej pory używałem w szkole do pracy z netbookiem i muszę kupić albo znaleźć nowe, zamienne.
Dzisiaj przyszedł mail z OVH, bo niespostrzegłem się, że to już teraz nał i czas przemija wraz ze zmianą cyferek w dacie.
OVH radośnie twierdzi, że serwer VPS kończy mi się właśnie dzisiaj, a bank na to:
Do godziny 16:00 trwa przerwa w dostępie do bankowości internetowej i mobilnej.
Przepraszamy za utrudnienia.
Co jest! Czemu zawsze sypie się wszystko jednocześnie?
Jedyna dobra informacja, to to, że 08.06 pojawi się tutaj znów kilka wesołych wpisów.

EltenLink